,,Kochanie, pogadam z Lizką i już do
Ciebie jadę. Kocham”
Artur pośpiesznie wysłał sms-a i
spojrzał na drzwi do domu jego najlepszej przyjaciółki. Niedługo
już byłej najlepszej przyjaciółki – pomyślał i nerwowo
przycisnął dzwonek.
Dwa tygodnie wcześniej
- Jaki on jest słodki... I ma fajny
uśmiech – Eliza usiadła obok Artura. Ten się tylko roześmiał.
Jego przyjaciółka miała od kilku tygodni obsesje na punkcie
jednego gościa, ale nie chciała mu powiedzieć kim on jest.
- Tak, tak, tak... A ty nawet z nim
nie pogadasz – odpowiedział i złapał się za kieszeń spodni.
Jego telefon zawibrował, czyli dostał nową wiadomość. Wyciągnął
go i przeczytał sms-a, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Lizka
spojrzała na niego. Ciągle zastanawiało ją do kogo on tak ciągle
piszę, ale jak to jej Archie, nigdy nie mówił, która dziewczyna
mu się podoba, by nie zapeszyć.
- Dobrze wiesz czemu nie zagadam do
niego... A teraz wybacz, lecę na matmę. Ty męcz się na tym swoim
angielskim – Liza wstała i poczochrała blond włosy przyjaciela.
- Kto się męczy, ten się męczy –
odpowiedział, a jego przyjaciółka już szła w stronę swojej
klasy.
Eliza Murawska była niewysoką
dziewczyną o krótkich blond włosach i niebieskich oczach. Ubrana
zwykle w ciemne spódniczki i kolorowe koszulki była bardzo
charakterystyczną osobą. Filigranowej sylwetce przeciwstawiony był
dość duży czarny plecak w białe kwiaty. Przechodząc z jednego
skrzydła szkoły do drugiego wypatrywała Wojtka. Tak jak ona
chodził do klasy biotechnologicznej, ale był rok starszy i miał za
kilka miesięcy zdawać maturę. Jako wysoki brunet o ciemnych
oczach wyróżniał się spośród swoich kolegów klasy. Bo bądźmy
szczerzy, jaki ścisłowiec jest przystojny? Wyjątkiem był Wojtek,
a wyjątek tylko potwierdza regułę. Do tego jego ciągłe
przesiadywanie z palmptopem bądź tabletem i słuchawkami na szyi
dodawało mu tajemniczości. Szczególnie, że jako nieliczny z
chłopaków z klas ścisłych, nie próbował podrywać Lizki. W
końcu rzadko trafia się dość ładna dziewczyna, która rozumie
matematykę lepiej niż połowa chłopaków. Akurat doszła do klasy,
w której miała mieć zajęcia z matematyki, gdy grupka osób
wybuchła śmiechem.
- Eliza, chodź do nas, Paweł ma
super kawał – zawołała ją Izka, koleżanka z klasy. Blondynka
podeszła do chłopaków, a wśród nich znalazł się Wojtek, który
luzacko siedział na podłodze oparty o ścianę. Ubrany w ciemne
dżinsy i szarą koszulę wyróżniał się wśród reszty chłopaków
ubranych w różne koszulki bądź sweterki. I za to jej się
podobał.
- A więc tak – powiedział Paweł.
- Co mówi chemik, gdy ma przygotowany pewien argument? - popatrzył
na wszystkich wokół i poruszył sugestywnie brwiami. - Mam arsen w
rękawie! - wszyscy oprócz Lizy i Wojtka się roześmiali. Ten drugi
ziewnął i mrugnął do dziewczyny.
- Liza, a znasz podrywa na chemika? -
spytał, uśmiechając się.
- Ten o selenie, potasie i krzemie? -
spytała siadając obok niego.
- Ten sam. Czyli znasz – chłopak
zamilkł na krótką chwilę. - Hm... Nie wiem jakiego suchara możesz
nie znać. Ilu fizyków potrzeba do wkręcenia żarówki? - spytał.
- Dwóch. Jeden trzyma żarówkę,
drugi kręci wszechświatem – odpowiedziała, a Wojtek pokręcił
głową. Nad ich głowami rozbrzmiał dzwonek.
- Dobra, ja spadam na chemię. Napiszę
do ciebie na facebooku. Może będzie jakiś suchar, którego nie
znasz. Pa.
Eliza obserwowała, jak chłopak
zmierza do swojej klasy. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, a
serce biło jak oszalałe. Nie interesowało ja otoczenie i gdyby nie
koledzy z klasy, to zupełnie zapomniałaby o lekcji matematyki.
Wchodząc do klasy wysłała jeszcze krótką wiadomość do Artura.
„Rozmawiałam z nim <3<3<3”
Artur siedział zamyślony przed klasą
od matematyki. Myślał, że wczorajszy dzień był tylko złym snem.
Chciał, by tak było, ale niestety... Ze słuchawek umieszczonych w
jego uszach wydobywały się łagodne dźwięki piosenki Jasona
Walkera „Echo”, które towarzyszyły mu w jego rozmyślaniach o
Lizie i Wojtku. Telefon w kieszeni zawibrował. Blondyn wyciągnął
swoją Xperię i odblokował. „Czekam na Ciebie w naszym miejscu.
Musisz jej wszystko powiedzieć. Kocham.” Chłopak wstał i schował
telefon do kieszeni. Zarzucił czarny plecak na ramię i skierował
się w stronę wyjścia ze szkoły. Dzień wagarów nie zrobi mu nic
złego.
Eliza siedziała na ławce przed
szkołą i czekała na Artura. Wczoraj nie było go w szkole, a gdy
do niego napisała, to odpowiedział, że dzisiaj wszystkiego się
dowie.
- Cześć – rzucił ktoś stojący za
nią. Dziewczyna gwałtownie się obróciła. Za sobą ujrzała
Wojtka. Stał wsparty przedramionami o oparcie ławki i delikatnie
uśmiechał się do Lizki. - Co tutaj robisz tak z rana i do tego
sama? - spytał. - I nie pytaj czemu rymuję – dorzucił z
uśmiechem.
- O hej. Czekam na Artura. Muszę z
nim o czymś pogadać – odpowiedziała. - A ty co tak wcześnie
robić w szkole? Z tego, co pamiętam lekcje zaczynasz za godzinę –
gdy tylko to wypowiedziała nazwała siebie idiotką w myślach. I w
ten oto sposób Wojtek dowie się, że nauczyła się jego planu
zajęć na pamięć, by wiedzieć kiedy i gdzie może go zobaczyć.
- A wiesz, chciałem jeszcze kogoś
przed zajęciami zobaczyć – powiedział i spojrzał przed siebie.
- O patrz, Artur idzie. To ja zmykam. Na razie – Odepchnął się
od oparcia i skierował się do wejścia szkoły. Chwilę później
obok Elizy siedział jej przyjaciel. Lekko przygarbione ramiona i to,
że uciekał wzrokiem od jej spojrzenia powiedziały Lizce, że coś
go gnębi.
- Dobra, mów o co chodzi –
powiedziała bez zbędnego wstępu.
- Już o nic - powiedział i spojrzał
do góry. - Kończę z tym.
- Z czym? - spytała dziewczyna, nie
wiedząc o co mu może chodzić.
- Z nami. Doszedłem do wniosku, że
nasza przyjaźń nie ma sensu. Jesteśmy inni. W końcu i tak by to
się skończyło, więc po co ciągnąć coś, co nie ma sensu? -
powiedział i wstał z ławki. Bez żadnego słowa wszedł do szkoły.
Wiedział, że musiał to zrobić. To nie skrzywdzi jej tak głęboko
jak prawda. Bez pośpiechu skierował się do jednego bocznych
korytarzy. Tam przy oknie wnękowym czekały na niego ramiona dające
bezpieczeństwo.
- Idiota, imbecyl, głupek, egoista,
niekochany przez matkę debil...
- Stop, stop Lizka – przerwała
wywód dziewczynie jej koleżanka, Amelia. - Może najpierw zamówimy,
a potem zaczniesz kogoś obrażać? Przydałoby się też
poinformować mnie kim jest ten ktoś – powiedziała brunetka,
otwierając drzwi KFC. Przepuściła koleżankę w progu i spytała:
- To co zwykle dwa razy?
- Dla mnie jeszcze niech będzie
karmelowy Krusher. Pójdę poszukać wolnego stolika –
odpowiedziała Eliza. Skierowała się w stronę części ze
stolikami. Większość z nich była zajęta przez takich jak one
młodych ludzi, którzy spotkali się na wspólnych pogaduchach
połączonych z opychaniem się niezdrowych fast-foodów. Pod oknem
znalazła wolny czteroosobowy stolik i usiadła przy nim czekając na
Amelię. Mela, bo tak zwracała się do niej Eliza chodziła do
technikum informatycznego po drugiej stronie miasta. Przez to rzadko
mogły się spotykać, chociaż nie mieszkały aż tak daleko od
siebie. Jednak wykorzystywały każda nadarzającą się okazję i
spotykały się na pogaduchach. Blondynka obejrzała się prze ramię,
by zobaczyć jak daleko w kolejce po jedzenie. Tuż za Melą w
kolejce stał Artur, z którym dziewczyna rozmawiała, śmiejąc się.
Odebrała swoje zamówienie i wskazała stolik, przy którym
siedziała Eliza. Ta szybko odwróciła głowę, by chłopak nie mógł
zobaczyć, że patrzyła w jego stronę. Chwilę później Amelia już
siedziała przed Lizką i postawiła przez nią jej Krushera i
B-Smarta z Longerem.
- Spotkałam Artura przed kasą –
powiedziała wesoło, próbując otworzyć ketchup. - Nie chciał z
nami usiąść przy stoliku. Dziwne. Wcześniej oddałby wszystko, by
posłuchać naszych najnowszych plotek. Co to za idioci robią te
opakowania – powiedziała zła, ciskając torebkę z ketchupem na
stół. - Nigdy nie mogę tego otworzyć. - Eliza westchnęła,
chwyciła ketchup Meli i otworzyła jednym ruchem.
- Proszę – powiedziała i wręczyła
go przyjaciółce. - A poza tym nie przyjaźnię już się z Arturem.
- Co?! - ketchup rozprysnął się po
frytkach.
- To, co powiedziałam. Nie jesteśmy
już przyjaciółmi, tak mi dzisiaj rano powiedział. Dlatego
chciałam się z Tobą spotkać. Nie wiem o co mu chodzi – Liza
spuściła głowę i zagryzła wargę.
- Dobra mała, opowiadaj jak było
wszystko po kolei – powiedziała Amelia i chwyciła frytkę.
Wysłuchała opowieści przyjaciółki i jak ta skończyła
skwitowała to tylko jednym zdaniem. - No to Artur znajdzie się na
mojej czarnej liście.
„Widziałem Elizę z jakąś
dziewczyną w KFC. Wyglądała na smutną...”
„Wiem, spotkałem Melę przy kasie.
Kurczę, czemu to musi być takie ciężkie?”
„Zawsze możesz wybrać ją... Ja
nie będę Ci rozkazywał, byś został. Choć bardzo mi na Tobie
zależy.”
„Zostawić Ciebie? Nigdy. Nie chcę
Ciebie unieszczęśliwiać, nie chce siebie unieszczęśliwiać, a
Lizka i tak nie będzie do końca szczęśliwa.”
„Może powiesz jej prawdę?”
„Nie... Zbyt to ją zrani. Tak
będzie lepiej”
„Jesteś pewien?”
„Jak niczego innego na świecie.
Oczywiście oprócz mojej miłości do Ciebie.
Ale skończmy ten temat, jak tam poszła
próbna matura z matematyki?”
Mimo wszelkich złych wydarzeń, życie
toczy się dalej. Czas pędzi, ludzie się zmieniają, przychodząc i
odchodząc. A my nie możemy się zatrzymać chociaż na chwilę, bo
zniknęlibyśmy z tego świata na zawsze. Eliza jednak chciała
zniknąć. Ostatnie dwa tygodnie były najgorsze w całym jej życiu.
Nie miała z kim porozmawiać o swoich problemach, nie miała komu
powiedzieć „Cześć przystojniaku... Ale to było do tego obok
ciebie”. Nawet tysiące znajomych nie zastąpią tego jednego
najlepszego przyjaciela. Nic go nigdy nie zastąpi i nigdy nie wymaże
się jego z własnego życia. Można siebie oszukiwać, że się nie
tęskni. Można sobie wmawiać, że się go nie potrzebuje. Ale w
końcu to powróci z dziesięciokrotną siłą.
- Kochanie, masz gościa – do pokoju
zajrzała mama Elizy. Dziewczyna ściągnęła słuchawki z uszu i
odwróciła się ciekawa, kogo zobaczy za drzwiami. Artur. Stał,
uśmiechając się nerwowo. Ręce włożone w kieszenie i lekko
przygarbiona postawa sprawiały, że wyglądał jak mały chłopczyk,
który zrobił coś złego.
- Cześć... Możemy porozmawiać? -
zapytał, gdy pani Murawska poszła do kuchni. - Chciałbym Ci to
wszystko wyjaśnić.
- A co jest do wyjaśniania? Chyba
tylko to, że to wszystko nie ma sensu. W ogóle po co tutaj
przychodzić – w Elizę wstąpiła złość. Wstała, odkładając
słuchawki na biurko. Podeszła do chłopaka, który górował nad
nią wzrostem, ale przez swoją waleczność dziewczyna wydawała się
kilka centymetrów wyższa. - Zostawiłeś mnie bez słowa. Tylko
głupie wytłumaczenie, które można wyrzucić do śmieci i teraz
przychodzisz i pytasz czy możemy porozmawiać? O czym chcesz
rozmawiać? Bo na pewno nie o naszej przyjaźni, której nie było –
odwróciła się do chłopaka i już chciała mu rozkazać wyjść z
pokoju, gdy ten się odezwał.
- Jestem gejem. A Wojtek to mój
chłopak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz